piątek, 6 września 2013

#19 Cóż napisać. Post dla Tuka :)

-Bryka przy Placu Nowym.

Ach jakże dawno tu nie pisałem. Głównie dlatego, że nie miałem weny, działo się za dużo lub w ogóle nic, w każdym razie rutyna i tempo dnia jakie nabyłem dały się we znaki mojej kreatywności. Dzień w dzień godzina 9 garaże, godzina 9 garaże, giro di Cracovia pomiędzy, potem serial, LoL albo tego typu rzeczy. Tuk walczy dzielnie z postaciami na New Age ("www.liveform.pl") i nie narzeka, więc żeby mu pomóc w odpoczynku umysłowym sklecę tych parenaście zdań lub więcej, przytaczając co ciekawsze zdarzenia. Pamięć już nie ta, pracę na meleksach zakończyłem, ze Składowej pozostały tylko wspomnienia ale coś tam postaram się wygrzebać. 
-Smutna łyżka jest smutna.

Zdjęcie to zrobiliśmy na targowisku na Rynku Głównym w Krakowie. Odbywały się tam targi czegośtam, w tamtym czasie zakupiłem jakże drogą ale cudownie uszytą koszulę lnianą na LARPa oczywiście. Znaleźliśmy także stoisko z trzymadłami skórzanymi na ceramikę, bardzo godne wyroby, niestety koszt był odrobinę za duży. Tego samego dnia poszliśmy do ciucholandu na ulicy Długiej. Cyc miał sobie kupić spodnie a ja szukałem tak naprawdę czegokolwiek. Wchodząc do dość dużego, starego budynku byliśmy lekko zniesmaczeni napisami na ścianach i brudną, kompletnie brudną klatką schodową. Ciekawszym napisom zrobiliśmy zdjęcia:




W środku Cyc kupił sobie spodnie, epicki szlafrok, który zobaczycie na New Age'u a ja nie znalazłem nic. Smut. Potem Cyc pojechał do Gdowa i tylem go widział w ten dzień.


-Straszne pluszaki z lumpa przy Długiej.


Następnego dnia, we wtorek bodajże Cyc przyjechał i oświadczył, że jedzie nad morze. Długa historia, nie pytajcie, jak chcecie to Cyc wam opowie, w każdym razie jego wolne skończyło się chyba tydzień później. Nie był to udany wyjazd, ale został Burdel Kingiem zaraz przed wizytą na dworcu.





Po powrocie Cyca zajęliśmy się pracą pracą i mało czym jeszcze. Generalnie to integrowaliśmy się z ciekawymi osobistościami typu żul Artur z Wodzisławia Śląskiego, który raz udając że rzyga na wózek uśmiechnął się i powiedział "Jo tu nie jest żeby rzigoć, jo tu jest żeby robić przestępstwa". Raz ukradli mu okulary, następnego dnia miał 3 nowe pary. Sam mu z jednych wisiorków odlepiałem cenę. Pocieszny człowiek, taki to sobie da radę w życiu. I nigdy nie widziałem żeby ktoś opowiadał historię która zdarzyła się w Krakowie kiedy jeszcze ów żul nie żył i dosłownie w 10 sekundzie opowieści tak się wzruszył i zaczął prawie beczeć. Chodziło o to że było mu przykro z powodu wieszania Amona Gotha. Dziwna osoba ale warta uwagi. W ostatni poniedziałek, przed moim powrotem na Śląsk, widziałem Artura jak spał na krześle przed jedną z restauracji przy Mariackim, mam nadzieję że jakoś sobie poradzi i jeszcze długie lata przeżyje. Byle by nie kradł nic mojego.


Zacząłem oglądać Breaking Bad! To znaczy się już kończę bo w tym momencie kiedy to piszę obejrzałem 12 odcinek 5 sezonu, ale było dziwnym usłyszeć przez 2 dni zupełnie niezależnie od 5 osób żebym obejrzał ten serial. Polecam tym którzy nie widzieli, nie aż taki długi ale genialnie napisany i mimo że niektóre odcinki ciągną się jak flaki z olejem to przy niektórych jest taka pompa że usiedzieć nie można. Kotne. 


-Mądry topór, mądry.

Pozdrawiam sąsiadkę Bartka, któremu pomagaliśmy z Cycem się przeprowadzać. W ogóle świetna lokalizacja mieszkania, za błoniami. Może nie na zimę ale i tak widok z okna genialny. Było dość śmiesznie, kupowaliśmy biurko i krzesło, ja zafundowałem sobie lampkę do laptopa na usb, którą po wetknięciu w radio samochodowe świeciłem Cycowi po twarzy. Przeprowadzka zeszła nam do 23 ale było całkiem spoko, co pośmialiśmy się to nasze. Plus zawsze chętnie pomożemy kumplowi w potrzebie ;) 

W ostatni dzień naszej roboty ludzie z koperty przed Mariackim przyjechali do nas i grzecznie zapytani przez nas co tu robią wylecieli z pyskiem że jedna babka od nas łapała u nich wycieczki, przy czym wcześniej też bardzo niemiło ją potraktowali. Padły od nich hasła "chcecie stracić nogi?" i tego typu groźby. Wsiedli na wózek i odjechali mówiąc groźne "Zaraz pogadamy!" Wróciliśmy na wózki i chwilę później przybiegli, jeden miał gaz pieprzowy i zaczęli krzyczeć "No to kto teraz będzie chciał pogadać?", "Kto jest cwany?" Po chwili przybiegł też ich menadżer i sprawa została wyjaśniona, natomiast bardzo ogarnięty kierowca Soldier musiał się odezwać "Ogarnęlibyście się" i w nich znowu się zagotowało: "Chcesz iść z nim na solo?" krzyknął jeden wskazując na małego, gniewnego meleksiarza, "To jest najmniejsze co mam ze sobą!" wyzywająco powiedział mały, który bardzo żałował że na Floriańskiej są kamery. Sytuacja się ochłodziła i poszli sobie, ale powiem że ciśnienie mi lekko podskoczyło i miałem trochę nadzieję że dam upust swoim pierwotnym potrzebom ;P 

-Widok ze Składowej tuż przed wyjazdem. Ech.

Powróciłem na Śląsk. Zdążyłem odwiedzić Roberta, Mikołaja i Świstaka, zdobyłem kule ortopedyczne do stroju na New Age, a dziś szyłem szyłem. Nie wiem czy w najbliższym czasie coś tu napiszę, może na samym LARPie, pochwalę się strojem czy coś takiego, w każdym razie będę postował na FB tak jak to robiłem dotychczas, więc stay tuned and keep on trollin!




sobota, 17 sierpnia 2013

#18 BOGACTWO

-Mona Lisa, prosto z Luwru, tylko na Pijarskiej.

Wczoraj miałem na 12, więc bardzo się rozleniwiłem. Przybyłem i przez cały dzień udało mi się zarobić 190 zł na kartkę, więc wcale niedużo. Jeszcze jechałem ze skąpymi Hiszpanami, gdzie tatko stwierdził, że 100 zł to za dużo żeby przewieźć rodzinkę i pojedzie za 90. Jakby 10 zł to była taka różnica. Poza tym to bardzo niewiele się działo, Cycu coś tam pojechał, miał 5 dyszek tipa, brawo. 
Dzisiaj od rana zasuwałem jak motorek, udało mi się dorwać Seana Connery'ego, który był genialnym pasażerem, 100 zł za stare i dycha tipa + znalazłem siebie wśród jego zdjęć z Polski na Facebooku! Z takimi ludźmi chce się jeździć. Możecie obczaić sobie jego stronkę ze zdjęciami pod adresem:


Potem dorwałem basic za 250, szybko przejechany, z Polakami, transfer za 40 zł i jutro z tymi samymi ludźmi basic za 4 bańki oraz przewiozłem ŻMUDĘ z rodzicami na Kaźmirz i nazad, dostałem nawet jedzenie i dychę tipa. Nie ma to jak zarabiać na rodzicach kumpla na zawsze, Żmuda, loffciam ciebie i twych rodzicieli, wykapana mama jesteś.

-Tak konkurencja zarabia guldeny. 

Na zdjęciu wyżej kolega Tybek, zapytał "ile jeszcze do zjazdu?", usłyszał, że 5 minut, więc wziął cennik, stanął przyjmując pozę taką jak wyżej i pytał od niechcenia "City tour?". Tak zarabia konkurencja. Swoją drogą kolega jest światowym człowiekiem, komentuje Ligi Legend na ESL TV i ma prestiż i ristekp na dzielni, pozdrowił nas na lajfie jak FNTIC grał więc i ja z tego miejsca dedykuję mu to miejsce na blogu i pozdrawiam, życząc tym samym bejsików i tipów. Keep it up. 
Pod koniec dnia siedziałem na wózku, i wypatrzyłem w tłumie Włochów, którzy ewidentnie patrzyli na wózek. Zapytałem czy chcą city toura a oni że tak. No i Cyc pyta czy mi wytłumaczyć, mówię że jasne, jak chce, odpalę procent. Gadka szmatka, chcą basic, pojadą full prajs, ale Cyc wyczaił, że to nie byle jacy i chętnie pojadą fulla, zaproponował, zgodzili się i jutro o 9 rano mam fulla za 600 zł. Cyc oczywiście za bajerkę dostanie ode mnie guldeny, bo tutto italiano bym nie potłumaczył, a tak przynajmniej poczuli się trochę jak u siebie. Idę za niedługo w kimę, tylko obejrzymy serial, póki co to na jutro jest pewne 800 zł na kartkę, do godziny 14:00. Bogactwo. Jak w tytule z resztą. W poniedziałek i wtorek wolne, więc lajfformy nie martwcie się, będę zajmował się sprawami larpowymi. Swoją drogą kolega ze zdjęcia wyżej wyraził zainteresowanie larpami, więc word has been spread. Tymczasem czejś. 


czwartek, 15 sierpnia 2013

#17 Pam pim pam pam pam

-Pim pam pam pam pim pim pam.
Dziś rano było nawet okej, wstałem wcześnie ale nie byłem aż tak zmęczony. O dziwo jeździłem dzień cały, zaraz z rana złapałem polaczków skądś tam, stówka za Stare Ciasto, gadka szmatka, było nieźle, dwie dychy tipa, DEJ. 50 zł za jedną wycieczkę, mogę jeździć. Chwilę po powrocie wracam na Marka i myślę sobie "siednę sobie, ino za chwila bo szef siedzi na wózku, to połapię co", więc pytam "City tour? Może wycieczka?". Nikt nie chciał ale raz kobieciny zapytałem i było "ile?" no więc ja "ile państwa jest", "11", o jacież pierniczę, dej, pojechałem Stare Ciasto i Kaźmirz za 300 zł, 11 osób na jednym wózku, srałem ze strachu żeby nic nie zepsuć, ludzie dosłownie wypadali z siedzeń, bo 8 albo 9-osobowy wózek był przeładowany ludzikami z Gliwic. Coś tam z nimi pogadałem o mych rodzinnych stronach, ogólnie wycieczka chyba im się nie podobała ale cóż z tego, zapłacili na starcie, więcej mnie nie interesuje. Potem coś tam niby połapałem ale większość czasu siedziałem na bramie z Maurerem, któremu odbijało. Wszystkiego dopełniła kobieta rzucająca się na Tygryska, która miała takie Cameltoe że szkoda gadać, z Maurerem się uśmialiśmy, stwierdziliśmy że to niezapomniany widok. Ogólnie było dużo śmiechu, był pan z bębnem takim jak na filmie u góry i Maurer dość (a raczej w opór) śmiesznie parodiował, dźwięk bardzo mnie się spodobał, chyba sobie kupię takie cudeńko, chociażby na larpy. Będzie mega.
 
 Szef złapał potem Francuzów, których za 50zł na kartkę pojechałem, pół godzinki, standardowa wycieczka, chociaż dzieciaki coś szalały, gdy parkowałem jakiś Szwed mnie zapytał ile jest stąd na Kazimierz, odpowiedziałem że jakieś 30 zł. On się pyta czy nie 20zł przypadkiem, ja mówię, że rację ma i niech wsiada. Puścił swoją muzykę, dał mi 10 zł tipa, dziwna sprawa. Ale bardzo spoko. Jak wracałem na garaże miałem jechać landarą bez baterii. Na filmiku u góry macie jakim tempem jedzie landara na wyczerpaniu, bałem się że nie dojedzie pod jakąkolwiek górkę, wlokła się większość drogi jakieś pół kilometra na godzinę, robiłem pod siebie, byle tylko nie zjechać i dociągnąć do garażu. Dało radę, dojechałem i zaparkowałem, po czym udałem się do mieszkania celem spania, bo jutro się wysypiam, mam na szczęście na 12. Ogółem to bogactwo, zarobiłem guldeny a trud jeszcze nie skończon, więc zarobię więcej. 
Pozdro dla Flambergu, szkoda że nie ma mnie tam z wami :< chciałem, bardzo nawet ale nie mam wolnego tyle w pracy coby się urwać. Next time. A tu pieśń na dziś, zdecydowanie pasuje charakterem do dnia:


środa, 14 sierpnia 2013

#16 Ciężkie dni


-Pan Alexander grający na akordeonie. Jest równie dobry co Dylan i na pewno lepszy od flecistek i cyganów. O rany, pierwszy taki długi podpis do obrazka.

O kurczę, co się działo. W niedzielę kicha straszna, mało co pojechałem, 75 zł na rękę. Francuzi, którzy chcieli Kaźmirz, pojechaliśmy na dwa wózki z Cycem bo widział żem przygnębion i zamiast jechać landarą to wziął mnie na drugi wózek. Po całości odwiozłem takiego jednego na Krowoderską i dał mi za to dychę. A miałem po drodze. Dej.

Przez dwa dni Cyca nie było, wolne miał, ale nic specjalnego się nie działo, oprócz tego że u jednego z drajwerów kitajska staruszka nie wytrzymała kupy i zrobiła co miała zrobić na wózku, padało i było dziwnie i Edi potrącił lekko Jacka, bo jest przegranym życie nierobem (Edi, Jacek to złoto nie człowiek). Tak oto wygląda pięknie Floriańska w deszczu:


Oraz ulica Pijarska. Wszyscy stali pod bramą a mi zebrało się na artyzm więc pocykałem parę fotek:

-Zero fotoszopa, robione kalkulatorem. 

Mało co jeździłem ale coś tam udało się zarobić. Nawet wieczorem zebrało mi się na życie na krawędzi, praca na meleksach dostarcza wiele emocji ale tylko czasami jest nam dane dokonać takich łamań prawa jak to przedstawione niżej.

Dzisiaj natomiast było dziwnie. Siedziałem od rana jak zwykle ale coś nie mogłem nic dorwać. Kiedy uchodził ze mnie entuzjazm, Miki miał już 600 zł na kartkę, zarobas. Potem dorwał coś jeszcze i pojechali to Cyc ze Smalcem, ja smutłę. Ale gdy przeparkowałem niebieski wózek zainteresowali się jacyś ludkowie, małżeństwo, z Węgier, koleś wyglądał jak z Sons of Anarchy, przypakowany, czarna koszulka z czaszką, mega duża broda związana w warkocz, tatuaże, tyle tatuaży. Pytają co z tymi wycieczkami. Ja mówię, że tutaj połóweczka, tutaj coś tam, można łączyć, a gość zbija mnie z tropu że on chce full tour, ja mówię 500zł, on że bardzo spoko i wsiada na wózek. Miła odmiana po wieczorze poprzedniego dnia, kiedy to Lodziara zbajerowała w Urdu jakichś Hindusów i mieli jechać na fulla za 700 ale nie dzwonili (zadzwonią, zawsze dzwonią ;_; ). Jedziemy, wolniutko jak się da, gość wysiada gdzie się tylko da, robi foty, pyta się mnie o masę rzeczy ale zwykle zainteresowany alkoholem i śmiesznymi ciekawostkami. Ja zadowolony bo naprawdę jest mega, przejeżdżam za Tempel i liquor store na horyzoncie, słyszę tylko "Oooooooooo-o-o-o!", ja na to "I can stop there if you want..." a gość, że "SURE, it would be perfect". Kaczym biegiem poleciał do sklepu, wraca z Tyskaczem i zaczyna sączyć uprzednio otwierając o zęby. Mega fajnie, trooooszkę ciąłem o nudne miejsca ale bardzo im się podobało i nawet dali tipa 20 zł za puszczenie im soundtracku z Sons of Anarchy bo gość był wielkim fanem. Tyle wygrać. Jak siedziałem na landarze to ciągle gapiła się na mnie jakaś laska z Orsaya, co było baaaaaaardzo dziwne bo stała za reklamą i gapiła się jakieś 30 minut jak nic. No ale cóż, Floriańska, tu się wszystko dzieje...



Dzień się skończył leniwie, siedziałem, nic nie robiłem ale już u siebie i będę oglądać serial Syberia, pierwsze 3 odcinki bardzo ciekawe :) Na dziś koniec, idę potem spać i walczyć dalej w imię Melexów. Cheers.



niedziela, 11 sierpnia 2013

#15 Kalabmbury.

-W opór dziwny człek.

Rytuał dzisiaj cały wykonany, Cieszyńska wysłuchana i jak codziennie, garaże, meleksy, św. Marka. Było chłodno, my się jednak przygotowaliśmy. Nie szło nic złapać, ale szef dorwał mi pół godziny w FORMER GETTO więc pojechałem za 25 euro i było spoko bo zawsze coś na początek. Po powrocie wróciłem na bramę i udało mi się złapać wycieczkę Polaków (jak się później okazało znajomy szefa) za 100 zł stare miasto więc wychodziło 50zł na rękę za cały dzień dla mnie. Ciężkie życie. Dziś nie ma wiele do opowiadania, koleś ze zdjęcia u góry kładł się przed meleksem na znak protestu przeciw władzom (tak krzyczał), Tygrysowi z poprzedniego postu podprowadzili głowę i graliśmy w meleksowe kalambury - jedna osoba pokazywała scenkę, a druga musiała ogarnąć z jakiego to nagrania z mp3, z wycieczek. Było całkiem spoko, wszyscy zamiast łapać wycieczki rozkminiali i powstało naprawdę kilka dobrych haseł do pokazania. Próbowałem, naprawdę starałem się łapać, ale niestety nie szło. Maurer zrezygnowany poszedł do domu a wieczorem mieliśmy mieć city tour z Norwegami spod hotelu Ibis. Godzina 20, my na Sławkowskiej i jedziemy pod hotel. Zanim dotarliśmy, Kamilek złapał wycieczkę i nie pojechał z nami. Smutno. Pod hotelem wyszła chmara ludziów i akurat na mój wózek wpakowała się grupka norweskich nastolatek, która zaraz po wyruszeniu na city tour, na którym powinienem puszczać traki o mieście, stwierdziła, że puszczamy ich muzykę, norweskie elektro, które nie było wcale złe. Nawet umieściłbym jako pieśń dnia coś tam, ale raz, że nie znam tytułu, a dwa, że nie dostałem napiwku więc GTFO. Pół godziny zamiast puszczać moje traki, sprzedawałem im za grubą kasę przejażdżkę z muzyką. Na Norwegach chętnie tak zarobię... Pojechaliśmy na garaże (byliśmy też u Szwagra, Cyc jadł szwagierboxa) i potem na Składowej LOL, coś tam i spanie bo jutro na 9 zaś garaże...

Pieśń na dziś dość specyficzna, Maurer polecał, nawet całą płytę, zaintrygowało mnie do tego stopnia, że obiecałem sprawdzić... Enjoy i dobranoc ;)


sobota, 10 sierpnia 2013

#14 Także tego

- Floriańska w deszczu. Ulga.

DESZCZ. NARESZCIE.
Rano dzwoni Janek i pyta kiedy będziemy na garażach. Dopiero co wstaliśmy, godzina 8:12 coś takiego. O co chodzi, miał być Tadek, Cyc dostaje telefon od niego, że zapił i że go nie będzie. Więc Maurer czeka, poszedł do brata ale i tak godzinę wcześniej niż miał być. Na garażach Cyc pomagał szefowi odholować niebieski wózek, który spalił się przez Tadkowe wieszaki, ja zaś wyruszyłem na Marka błagać o pieniądze bogaczy zza granicy. Dorwałem na dobry początek basic tour za 350 zł i w sumie turystom się nie podobało... Trudno, kasa wpadła i byłem zadowolony. W ciągu dnia niewiele się ciekawego działo, oprócz tego, że Tadek był na policji i nie przyszedł do roboty (znaleźli skradziony mu portfel i nie mogli stwierdzić czy to on), w pewnym momencie zaczęło padać a Thor bił swym młotem a iskry leciały. A oto ja, parasolodzierżca przywołujący pioruny:

-JARRR. Mighty Thor, send us some of these lightnings!

Popadało do późna, było około 20 kiedy skończyło na dobrą sprawę lać. Cyc miał niby jechać basic za 450 ale pojechał godzinę za 200 i dostał 50 zł za to, bo to nie jego, ale szef chciał mu premię dać. No i 4 dyszki tipa. Aaa mi się trafiły kobitki z Norwegii na transfer za 30 zł, które jak się okazało grały w jakimś zespole jazzowym i ładnie śpiewały na wózku w całości acapella. Bardzo spoko, okazało się też, że są z miejscowości w której byłem i pogadałem sobie z nimi chwilę. Liczyłem na tipa aaaale niestety... Szybciutko potem podążyliśmy ku garażom, zapakowaliśmy wózki w 5 minut i na Składową żeby wyspać się przed weekendem. A pieśń na dziś? Dość oczywiste, ale wiecznie żywe :)

A i spotkałem dziś Szkotów. Zapytałem czy faktycznie pod kiltami nie mają bielizny. Z bardzo creepy wzrokiem jeden zapytał czy chcę sprawdzić. Nie chciałem, uwierzyłem że jej tam nie ma...

czwartek, 8 sierpnia 2013

#13 Damian i Butapren

-Panowie z penisami. Na tapecie w knajpie. Tak.

Przepraszam za to, że tak długo nie pisałem ale byłem zmęczony/nie chciało mi się/miałem inne rzeczy do roboty/trzymałem kredens. Poszedłem we wtorek na najdroższe (mi) piwo życia, 11 zł za oglądanie nagich kolesi robiących rzeczy nago na tapecie w knajpie. Dziwne doświadczenie. Wróciwszy do mieszkania zjadłem i czekałem na Cyca, który wrócił późno, napity ze spotkania z kumplami z liceum. Było śmiesznie. 

Następnego dnia rano Cyc zjadł tygodniowy żur, który przypominał mu o sobie większość dnia, ja ubrałem pełne buty, bo myślałem, że będzie transfer bogaczy (moje stopy umarły w tym upale) i wyruszyliśmy po pieniądze. Pojechałem dwie wycieczki za 300zł więc 180 trafiło do mnie, byłem zadowolony. Raczej nie działo się nic niezwykłego, ale spotkałem Dohtore Menele i stwierdzając zgon stóp, mjut stał się mój:


Po skończonej robocie poszliśmy do Restauracji Parkowej, gdzie mieliśmy rezerwację stolika na 21:57 ale przybyliśmy później i czekaliśmy chwilę w bufecie. Po odprowadzeniu Jacka na Boeinga 139 wróciliśmy do mieszkania. Cyc walnął w kimono ale było mu za ciepło więc wybrał się na balkon:





I poszliśmy spać. 
Dziś rano czym prędzej podążyliśmy ku garażom, wypakowaliśmy wózki ale nie chciało nam się stać bo grzało jak cholera. Cyc pojechał wycieczkę, ja nie pojechałem nic ale wieczorem miał być transfer (przeniesiony ze wczoraj) więc miałem nadzieję na jakieś 30zł. W międzyczasie oprócz obiadu w Czupahari, Czahurucha, Szczuropuri Gruzińskim, który za 12,90 będąc był bardzo smaczny, zobaczyłem starszego gościa w świetnej koszulce "Spłodziłem potwory", oraz byłem świadkiem jak żul Damian przyszedł z psem. Pies był zadbany, miał obrożę, zagaduję więc Damiana: "Ładny pies" na co słyszę "Znaleziony". Żul Damian podprowadził komuś psa. Takie rzeczy tylko na melexach. 

-Kolega Damiana pilnuje jego psa. Znalezionego.



-Żul Damian z kolegami buduje budę dla psa z kartonów.

Zapytałem Damiana jak się wabi pies. Damian powiedział, że w sumie nie wie, ale nazwał go BUTAPREN. Okej. Przebraliśmy się i pojechaliśmy na transfer. Trafiła mi się grupka całkiem fajnych amerykańców z Florydy, coś pogadałem, puszczałem traki i dowiozłem na Szeroką. Gdy wracałem usłyszałem, że Tadziowi się wózek podpalił. Pierwej beka straszna, potem wątpliwości "przecież mamy rzeczy w tym wózku!". Ostatecznie rzeczy zostały wydobyte ale w schowku dalej są moje sandały co smuci mnie wielce, gdyż jutro będę musiał iść w pełnych butach. Zarobiłem dzisiaj 10 zł ale nie jestem jakoś bardzo zły z tego powodu. Teraz siedzę, kończę Żywca, robię popcorn i chyba tak skończy się mój wieczór. Może filmor. Raczej filmor. Na pewno filmor. Co by tu wam dzisiaj na wieczór... ;)


Z okazji tego że Tadek spalił wózek. Tematycznie bardzo. Dobranoc, do jutra.